piątek, 31 maja 2013

Sztuka organizacji.

Przez większość mojego życia zawsze wydawało mi się, że jestem bardzo zorganizowaną osobą. Myślałam, że świetnie ustalam priorytety i dobrze wywiązuję się z powierzonych mi obowiązków.
Moich osądów nie zachwiały także narodziny Amelki. Od początku wszystkie jej drzemki i chwile aktywności współgrały z moimi codziennymi planami. Byłam tą szczęściarą, która mimo małego dziecka w domu, mogła sobie pozwolić na odpoczynek jak i na chwilę całkowicie dla siebie.

Po kilku miesiącach od narodzin, Amelka zaczęła mniej spać w ciągu dnia. Były to już tylko dwie drzemki po godzinie - może dwóch. Wciąż jednak miałam sporo czasu. Miałam chwilę by posprzątać, pośledzić newsy w internecie lub ugotować obiad dla Tatinka wracającego z pracy. Wpadłam też wtedy na genialny pomysł związany z prowadzeniem bloga i już niedługo minie już 3 miesiące jak coś tutaj sobie piszę. I nie żałuję tej decyzji, jednak jak każda Mama Blogerka wie - czasu na to trochę potrzeba więcej niż się początkowo spodziewałyśmy.

Obecnie Amelia zrezygnowała już i z tej drugiej drzemki, śpi teraz w ciągu dnia tylko dwie godziny. Nie muszę mówić jak szybko ten czas upływa, kiedy ma się do zrobienia dzień w dzień tysiąc rzeczy. Bo przecież trzeba zjeść śniadanie, umyć się, ubrać, ogarnąć mieszkania, coś przeprasować, ugotować obiad sobie (choć ostatnio wychodzi na to, że chodzę dzień cały o jogurcie ;), i ugotować Amelce (teraz ząbkuje, więc i tak połowę rzeczy i tak mrożę lub wyrzucam, bo mało co jej smakuje). I co jeszcze? Gdy ładna pogoda to przydałoby się iść na spacer, a gdy pada wykazać się swoją kreatywnością i pokazywać Amelce coś nowego, by stymulować jej rozwój. 

A doba ma jedynie 24 godziny, w tym przydałoby się by przespać choćby te 8 ;)) A więc co ja robię? Uczę Amelkę gospodarzyć ze mną.

I choć czasem mokre ubrania, dopiero co wyciągnięte z pralki są przez nią mieszane z tym suchymi... 
I kiedy zmywarka służy za miejsce chowania do niej skarpetek i butów... 
I kiedy czapeczką swojej lali przeciera podłogę...
I choć świeżo przewinięta i przebrana brudzi się biszkoptem lub wylewa na siebie sok...
I choć nasze babcie są tak daleko, a Tatinek pracuje do późna...

.. to i tak jakoś sobie tutaj radzimy :))

Może testu białej rękawiczki byśmy nie przeszły i korony od Perfekcyjnej Pani Domu byśmy nie dostały, ale i tak ważne jest, że jesteśmy w tym razem. Świat się nie zawali, gdy gdzieś będzie sobie leżał mały kurzyk albo dziś zjem tylko trochę bagietki. Świat by się zawalił, gdybym nie miała Jej.
 
 

czwartek, 30 maja 2013

Paryski Street Art.

Spacerując ulicami Paryża nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jest ono jednym z najpiękniejszym miast Europy. Stylowe kamienice, wąski uliczki, skwerki pełne zieleni i ławki, na których możemy spocząć i zjeść francuskie przysmaki. Wszystko to w jednym magicznym miejscu... 

Dla niektórych jednak paryska architektura staje się inspiracją. Ujawniają oni  swoją aktywność  artystyczną w przestrzeni miejskiej malując / rysując / lub też może niszcząc ten starodawny obraz Paryża. Wydaje mi się, że w samym centrum Paryża nie ma ulicy / miejsca, które nie byłoby ozdobione ich ręką. Wszystkie zdjęcia zamieszczone w tej notce zostały wykonane w dzielnicach, w których bardzo często bywam (3, 10, 11, 12, 20).
Wg mnie ma to swój urok - te malunki / graffitti rozjaśniają szare budynki. Często można się uśmiechnąć na ich widok i przystanąć, by choć na chwilę nacieszyć oko. Być może też przywołują wspomnienia z dzieciństwa. kiedy to kredą malowaliśmy na chodnikach przeróżne obrazki. Ale gdzie kończy się sztuka, a zaczyna się wandalizm? Jakie macie zdanie na ten temat?

środa, 29 maja 2013

Pan Fujarka & Boluś.

Wspominając dzieciństwo często wracam myślami do ulubionej zabawki lub książki; do ukochanego pluszowego misia i miękkiego kocyka. Tuliłam się do nich i opowiadałam im o swoich odkryciach i przeżytym dniu. Przytulałam je, gdy chciało mi się spać oraz gdy czułam się bardzo źle. Były blisko mnie, gdy rodzice szli do pracy, a ja zostawałam w przedszkolu. Zabawki te dawały mi poczucie bezpieczeństwa i wszędzie chciałam zabierać je ze sobą...

Gdy zostałam mamą, nie mogłam się doczekać pierwszego przytulaska od Amelki. Nie mogłam się doczekać, kiedy sama przyjdzie do mnie i wtuli się w moje ramiona. Ona jednak zaczęła od innych stworków, pojawiła się bowiem w naszym życiu pewna istota.
Pan Fujarka (bo tak został ochrzczony z racji na swój powalający kształt ;) ), to nic innego jak miękka, długa poducha. Spotkaliśmy go przypadkiem, gdy byliśmy w Ikei i od razu wpadł mi w oko ;). Nie spodziewałam się jednak, że będziemy musieli zabrać go do domu. Kosztował bowiem niemałe pieniądze. Jednak, gdy tylko Amelia go ujrzała, nie chciała go wypuścić z rąk. Chodziliśmy więc po Ikei z wózkiem sklepowym, wózkiem Amelkowym i... Panem Fujarką, który chyba pozamiatał całą podłogę w sklepie :D Jest bowiem o wiele większy od Amelki i nie potrafiła sobie z nim poradzić . Dziś służy nam jako przytulanka i zdarza się,że nasze trzy głowy polegują na nim jednocześnie :) Pan Fujarka jest wykonany z bardzo miękkiego pluszu i jest bardzo giętkim i przyjaznym stworkiem! Amelia spędza z nim czas szczególnie wieczorem, kiedy już zaczyna czuć się zmęczona. Uwielbia go podrzucać i wywracać w różne strony, by następnie położyć się na nim.
Drugim naszym przyjacielem stał się Bolek i tutaj odpowiedzialność za jego imię ponosi Babcia Amelki. Podobno, gdy tylko go ujrzała od razu przyszło jej to imię na myśl :). Bolek to również miękki pluszak, do którego można się przytulać. Ma jednak jeszcze więcej zalet. Jest on bowiem gąsieniczką z cyferkami na tułowiu, więc gdy tylko przyjdzie pora na naukę liczenia bardzo nam się przyda :). Do tego, gdy tylko go ruszymy zabawnie grzechota :). 
Kolory obu Panów przyciągają i cieszą wzrok dziecka. Dodatkowo na nich możemy pokazywać dziecku, gdzie znajduje się oczko, nosek i buźka. Chciałabym Wam polecić tego typu przytulanki, ponieważ zajmują dziecko w sytuacji, gdy chcemy choć na chwilę zająć się domowymi obowiązkami. Możemy być pewni, że maluszek będzie bezpieczny i nie zrobi sobie krzywdy. Poduchy takie nie mają ostrych krawędzi, plastikowych fragmentów i innych niebezpiecznych gadżetów. A do tego tak przyjemnie tulą i dają poczucie bezpieczeństwa! Bo kto nie lubi się przytulać?

wtorek, 28 maja 2013

Gdy na swojej drodze spotykasz Anioła...

Dzisiejsza notka miała być zupełnie na inny temat. Zainspirowałam się jednak kawą z Ciocią O. i postanowiłam napisać o Aniołach...Mam ogromne szczęście, bo w swoim życiu poznałam ich wiele i wciąż przy mnie trwają, mimo dzielącej nas odległości. Ciocia O. też nim jest, bo jak inaczej nazwać kogoś, kto mimo, że prawie w ogóle Cię nie znał bardzo Ci pomógł odnaleźć się w życiu na emigracji? 

Ciocię O. poznałam w najważniejszym jak dotąd dla mnie dniu. Siedziałam spięta i zdenerwowana w poczekalni gabinetu lekarskiego i czekałam na potwierdzenie kotłujących się w mojej głowie pytań : jestem w ciąży, czy też nie? I co ważne : czy faktycznie jestem w dobrym miejscu o dobrej godzinie? Wizyta bowiem znacznie się opóźniała, a Pań siedzących ze mną tak jakby nie ubywało. Języka francuskiego nie znałam wcale, więc jak tu się spytać o to, czy tu aby na pewno przyjmuje doktor T. ?  Sekretariatu niestety nie było, a godzina mojego rendez - vous już dawno minęła.

Dokładnie pamiętam twarze tych Pań, rozważałam którą zapytać o te informacje, ale jakoś do żadnej nie byłam przekonana. I wtedy przyszła ona - Ciocia O. ... Miała przed sobą piękny brzuszek, jak się okazało już 7 - miesięczny. Pomyślałam, że ktoś taki jak ona, na pewno zna obce języki więc spytałam łamiącym się głosem, czy mówi po angielsku. Powiedziała wtedy, że jest Polką, a ja poczułam, że Ciocia O. spadła mi z nieba! Czekałyśmy więc we dwie w tej poczekalni, a w tle słychać było francuską muzykę. Myślę, że od razu poznałabym te piosenki, gdybym ich teraz posłuchała... Tak bardzo ważny był to dla mnie dzień.
Kiedy przyszła pora mojej wizyty Ciocia O. trzymała mocno kciuki za mnie. Trzęsłam się jak nigdy - dowiedziałam się wtedy, że będę miała dzidziusia! Wyściskałyśmy się wtedy i opowiedziała mi o swoich początkach ciąży. Poleciła klinikę, w której zamierzała rodzić i wspomniała także o lekarzu, do którego trafiłam zupełnie przez przypadek (był jedynym polskim lekarzem ginekologiem nie będącym wtedy na urlopie poza Paryżem). Ciocia O. podała mi także swój numer telefonu i kontakt na fb. Powiedziała, że jeśli będę czegoś potrzebowała to mam się odezwać.

Dzisiaj, już prawie 2 lata od tego spotkania, obie mamy wspaniałe i jakie już duże dzieci ;) Kontaktujemy się ze sobą bardzo często i staramy się też jak najczęściej widywać. Ciocia O.  do dziś mnie wspiera we francuskim świecie, wymieniamy się poglądami na temat wychowania dzieciaczków. Często jest moją wyrocznią, bo jej synek jest starszy od Amelki, więc pewne rzeczy mają już za sobą. 
Przykładem może być tutaj ząbkowanie : pewnego dnia byłyśmy bowiem umówione na spotkanko, ale ja jednak chciałam odwołać ( i z tego co pamiętam to ostatecznie tak się stało). Amelia tego dnia gorączkowała i też miała biegunkę. Oczywiście byłam bardzo zmartwiona, a co Ciocia O. na to? Powiedziała, że to ząbki i tak też było! Te same objawy miał jej synek jakiś czas temu ;) i tak do dziś nam ząbkują te nasze maluchy --- > jak się dziś okazało--> teraz jednocześnie idą im zęby :).

Ciociu O. dziękuję Ci za to wsparcie i mam nadzieję, że jeszcze nie masz dość tych moich często zakręconych pytań ;). Takich ludzi jak Ty niełatwo jest znaleźć w dzisiejszych czasach i tym bardziej się cieszę, że całą Twoją rodzinkę mamy tak blisko :))

Dziękuję też wszystkim Wam - moje Anioły tam w Polsce. Myślę, że czujecie jak bardzo tęsknię za Wami!
Miłego popołudnia:)

poniedziałek, 27 maja 2013

Kuchnia wg Shabby Chic.

Shabby Chic to styl wykorzystywany w urządzaniu mieszkań. Znajdziemy w nim wszystko co jest niezmiernie szykowne, a zarazem widać na nim ślad upływającego czasu. Króluje w nim rustykalna biel, ecru oraz różne odcienie kości słoniowej. Dodatkiem jest tutaj zawsze blady róż połączony z delikatnymi pastelami. Charakterystyczne dla stylu Shabby Chic są przedmioty wyglądające na zniszczone i stare, dlatego by uzyskać zamierzony efekt stosuje się celowe postarzanie mebli poprzez różnego rodzaju przetarcia, spękania, niedomalowania czy przemalowania. Wielu uważa ten styl za bardzo kobiecy, a przy tym przytulny, wygodny i ciepły. 

Dziś pokażę Wam styl Shabby Chic od kuchni :) Ale na pewno jeszcze nie raz i nie dwa przeczytacie o nim na moim blogu. To jest to co kocham całym sercem ! .
Styl Shabby Chic to także motywy różane, stare koronki i hafty na pościeli i obrusach, przez co styl ten kojarzony jest z sielskością wiejskich posiadłości.

niedziela, 26 maja 2013

Targ Staroci.

Dziś jest piękny dzień!

To już mój drugi Dzień Matki i już nawet nie pamiętam jak to było, gdy jeszcze nie obchodziłam tego Święta. Wspaniale było z samego rana przytulić się do Amelci i poczuć jej zapach. Później zjedliśmy w trójkę śniadanko i Amelka poszła sobie chwilkę odpocząć. Kiedy tylko wstanie, zostałam przez nią zaproszona do restauracji na obiadek! :))

Ten Amelkowy drzemkowy czas wykorzystałam na samotne świętowanie na targu staroci przy ulicy d'Epée de Bois  :)))). Przywiozłam stamtąd piękny wiklinowy koszyk oraz kilka innych cudownych rzeczy! Był to jeden  z pchlich targów z prawdziwego zdarzenia. Było na nim mnóstwo ludzi, tysiące przedmiotów niewiadomego zastosowania i osobliwi sprzedawcy. Wystawianie tych wszystkich przedmiotów stało się już w Paryżu tradycją. 
Rozpoczynające się wiosną i trwające do października targi staroci : brocanty ( fr. vide grenier) odbywają się we wszystkich dzielnicach Paryża – szczegółów szukać trzeba w internecie, w każdej księgarni można kupić również kalendarz na dany sezon. Targ rozpoczyna się wcześnie rano, około 6.00 -7.00 i wtedy też pojawiają się najwytrawniejsi poszukiwacze okazji. Za to pojawienie się późnym popołudniem ma tę zaletę, że sprzedawcy, którzy zostają z niesprzedanymi rzeczami, chętnie pozbywają się ich za bezcen.
Logika tych wyprzedaży jest prosta: pozbyć się jak największej ilości  rzeczy, które nie są nam potrzebne :) Mogą być to zarówno ubrania jak przedmioty codziennego użytku! Co najważniejsze : podczas zakupu tych wszystkich cudeniek możemy się targować. Dziś udało mi się zbić cenę za koszyk  z 5 euro na 2 ! :)) Sprzedawca zadowolony, a ja wniebowzięta :D