poniedziałek, 23 września 2013

Paryżanka.

Dziś tylko słów kilka, a główną rolę grać dziś będą fotografie, które sprawiły mi ogromną radość :)
Oto na nich jest Amelka, która po wieki wieków mieć będzie w dokumentach wpisane : Miejsce urodzenia : PARYŻ.  
A to zobowiązuje :)

czwartek, 19 września 2013

Chorwacja - raj na Ziemi ?

Kto ma ochotę na namiastkę raju? Jest w zasięgu ręki. W Europie. W Chorwacji! Nie trzeba jechać na Seszele czy Malediwy, aby poczuć się jak milioner. Tu znajdziecie wszystko: góry stykające się z lazurowym morzem, palmy, wodospady, turkusowe jeziora, większe i mniejsze wysepki…  Jeżeli ktoś nie może zdecydować się co wybrać za cel podróży góry czy morze – tu nie musi wybierać J 

Wszystko jest w jednym miejscu!

W Chorwacji byłam tylko raz w życiu, ale jest to miejsce, do którego chce się wracać wielokrotnie. (Ja BARDZO chcę pojechać jeszcze raz! Chociaż zawsze mówię, że nie lubię jeździć w te same miejsca. Wolę poznawać nowe… Dla Chorwacji zrobiłabym wyjątek :)) Można tam nacieszyć oko nie tylko pięknymi zabytkami, ale przede wszystkim pięknem przyrody. To właśnie ona czyni Chorwację tak wyjątkową, jej różnorodność!
Na Bałkany jechałam autokarem. Na początku byłam zła, że zdecydowałam się na taka opcję. Szybciej by było samolotem, wygodniej, ale… kiedy wjechaliśmy do Chorwacji natychmiast zmieniła zdanie. Podróż samochodem jest jak najbardziej ok w tym kraju, ponieważ z okien pojazdu można zobaczyć to, czego nie zobaczyłoby się lecąc samolotem. Trasa prowadzi wzdłuż linii brzegowej. Ma się widok na Adriatyk, góry i przepaści. Momentami jest naprawdę stromo i niebezpiecznie, zwłaszcza, że ulice wiją się, kręcą… Po prostu super! (Z autokaru zrobiłam kilka zdjęć – możecie obejrzeć jakie cudne widoki roztaczały się przed moimi oczami).

Co zwiedziłam w Chorwacji? Z racji, że była to wycieczka objazdowa (takie lubię najbardziej – można wiele zobaczyć, nie siedzieć w jednym miejscu!) widziałam sporo. Byłam na wyspie Brać, w Splicie, Trogirze, Zadarze, Zagrzebiu, Dubrowniku, Plitwickim Parku Narodowym, Parku Narodowym na Kyrce. Najmilej wspominam Dubrownik (zwany Perłą Adriatyku) oraz  parki narodowe. Są tak piękne, że nie sposób słowami opisać ich urody. Zdjęcia też nawet w połowie nie oddają ich uroku.
 Co do jedzenia – wyśmienite! A Chorwaci… Ach! Wspaniali! J Bardzo życzliwi, serdeczni i… co nie wszędzie się zdarza – baaaardzo pozytywnie nastawieni do Polaków! Oni naprawdę nas tam lubią :)

Niesamowitą atrakcją w Chorwacji są bazary. (Koniecznie trzeba się wybrać, jeśli ktoś będzie miał okazję!). Można tu kupić lokalne produkty – winko, śliwowice, świeże figi.. A jeśli nawet nie kupić to spróbować! W Chorwacji nie kupuje się na bazarze „kota w worku”. W dobrym tonie jest degustowanie wszystkiego. Chorwaci chętnie częstują turystów swoimi specjałami.


…A od czego pochodzi nazwa Chorwacji?... Od słowa „krawat”. Krawaty wiązali sobie chorwaccy żeglarze. Później rozmiłował się w nich i rozpowszechnił je król Francji Ludwik XIV. Następnie moda na krawaty dotarła do Anglii, a wkrótce do całej Europy! ..

Jeśli nie macie pomysłu na wakacyjny wyjazd - jedźcie do Chorwacji! Satysfakcja gwarantowana!!!

Puno pusa! (czyli po chorwacku : Moc buziaków!)
A.D.

środa, 18 września 2013

Ta jesień będzie inna.

Już powoli nastają takie wieczory, kiedy marzę o tym, by jak najszybciej się wślizgnąć pod koc / kołdrę, sięgnąć po książkę i odpłynąć. Dni stają się coraz krótsze i choć tutaj w Paryżu słońce zachodzi jeszcze dosyć późno a kwiaty wciąż pachną w ogrodach, to jednak nosa za okno już się tak chętnie nie wychyla. Do tego ta plucha, wiatr i zachmurzenie. Ale mimo to do tej jesieni podchodzę wesoło, z nadzieją i planami, które choć być może nie zostaną zrealizowane, to myślę, że i tak warto MARZYĆ...

Już od kilku sezonów, a nawet od dobrych dwóch lat jestem w domu, bez pracy zawodowej, bez najbliższych znajomych i rodziny. Początkowo nie bardzo potrafiłam się tutaj odnaleźć. Mimo, że jestem otwartą osobą, to jednak moja szczypta nieśmiałości tutaj wzięła górę. 

No, bo jak to ? Jak podejść do osób, których nie znam;  z którymi łączy mnie być może jedynie rodzicielstwo, a w dodatku mówią w obcym języku, który do dziś sprawia mi wiele kłopotów? Nie raz też zdarzało mi się na placu zabaw czy też gdzieś w sklepie usłyszeć nasz ojczysty język, ale znów brak odwagi nie pozwolił mi powiedzieć zwykłego "dzień dobry".

Odkąd jestem już mamą to jest mi tak jakoś łatwiej. W wielu sytuacjach jestem chyba nawet wręcz zmuszona do rozmowy, bo a to Amelka bawi się z córką Pani, która stoi obok, a to znowu ktoś mnie zagaduje i pyta, skąd pochodzimy i zachwala naszą słowiańską urodę.

W domu też jest mi jakoś raźniej, Amelka bardzo dużo rozumie (rzekłabym nawet, że wszystko!), próbuje się z nami porozumiewać i wychodzi jej to coraz lepiej. I choć człowiek "siedzący" w domu popada w rutynę, to jednak nie czuję się jak kura domowa (w ogóle to pragnę spytać, kto wymyślił ?!). Nosi mnie by zwiedzać, by czytać, by wymyślać dziecku codziennie coś nowego do zabawy, bo to i mnie cieszy i bawi. Bo kiedy na przykład ostatnio odrysowaliście swoją dłoń na kartce papieru ?? Do dziś pamiętam jak rysowałam na niej mnóstwo kolorowych pierścionków i marzyłam, by aż tyle ich mieć... Codziennie mieć inny...

Bo siedzenie w domu to nie tylko sprzątanie, gotowanie i prasowanie. Te z nas, które są w domu powinny się cieszyć, że mamy aż tyle czasu, by to wszystko móc ogarnąć i dbać o ciepło domowego ogniska. Nie każda z nas ma tę możliwość, by móc dopiąć wszystko na ostatni guzik ( a może nawet przedostatni, bo ja na przykład perfekcyjną panią domu nie jestem i nie chciałabym być! :D ).

Nie mogę powiedzieć, że praca w domu mnie spełnia, bo byłoby to oszustwo. I dlatego też TA JESIEŃ BĘDZIE INNA. Przed nami sporo decyzji : wracać do Polski czy też nie wracać (na zawsze to raczej nie zostaniemy tutaj, ale może nieco dłużej, kto wie?). Choć żadne oferty jeszcze przed nami nie stanęły, to i tak coraz częściej zadaję sobie pytanie, co dalej ze mną ?? Bo Tatinek wciąż będzie chadzał do pracy, a ja ??

Ja pragnę trochę się oderwać od domu, od Amelki, bo choć jej uśmiech, jej roześmiane oczy dają mi dużo szczęścia, to jednak nie chcę, by było to moim jedynym punktem w CV.  Plany są więc ogromne... co z tego wyjdzie, zobaczymy. Na pewno czas nastał, by podszkolić język, marzę o kursach, na które do tej pory nie było czasu, a część z nich narodziła się dopiero tu, w Paryżu. Może będzie to nauka fotografii, może po prostu włączę się w działalność społeczną lub nawet może w końcu zacznę ćwiczyć z tak modną ostatnio E. Chodakowską ;). Zobaczymy. Ale czas coś zmienić - to jest pewne.

TA JESIEŃ BĘDZIE INNA...
Ta jesień będzie inna jeszcze z jednego pięknego powodu. Jeszcze rok temu dosłownie wyskakiwałam z Amelką na spacer, bo jeszcze przecież mogła tylko jeździć w wózku i podziwiać świat ze spacerówki. Co innego teraz... Jestem ciekawa tej jesieni z Nią i wiem, że nam oby dużo dobrego ona przyniesie :)

Obecnie nasze spaceru wyglądają już nieco inaczej :

zbiegamy z górki na pazurki,
wąchamy kwiaty,
sprawdzamy czy dane drzewko kuje,
ile żołędzi zmieści się nam do wiaderka i jak daleko można rzucić szyszką. 
A dziś wybieramy się po nasze pierwsze kalosze !!!

To wszystko dla Amelki jest takie nowe, a mnie cieszy równie mocno jak ją samą. Nie pracując zawodowo, mam wspaniałą możliwość patrzenia na moje dziecko w każdej jej minucie, w każdej radości i smutku. I choć już trylion razy myślałam o powrocie do pracy; choć już nieraz nawet łza mi poszła z tego powodu, to jednak nie wyobrażam sobie, gdybym miała tego nie widzieć, a słuchać relacji o tym z ust osób trzecich. Być może tylko mi się wydaje, że miałabym poczucie takiej utraty chwili, być może pod postem wypowiedzą się mamy, które wróciły do pracy i powiedzą mi jak to jest. 

Bo ja patrzę w jej oczy roześmiane i naprawdę nie wiem, jakby to było, gdybym musiała za biurkiem czas spędzać. Wiem, że takie oderwanie się jest potrzebne, ale teraz mocno stawiam na ten czas, który zbyt szybko ucieka. I już, kiedy myślę o tym, że pewnego dnia ta mała Karmelita powie mi "papa" i naprawdę sobie pójdzie układać życie, to wzruszam się niemal za każdym razem. 
 I to nie dlatego, że poza nią nie mam niczego, do czego mogę wrócić. Po prostu ona szybko rośnie i tylko patrzeć, jak to ona będzie wyszukiwać swojej córeczce nową torebkę ! Jakoś ciężko jest mi się z tym pogodzić i kropka.

PS: Dziękuję NinuMilu za tak piękną torebkę i mam nadzieję, że dzięki ogromnej staranności jej wykonania i regulowanemu paskowi, będzie ona nam służyła jeszcze wiele lat ! :)

niedziela, 15 września 2013

Swój swego zawsze pozna ! ;)

We wczorajszy, okropnie deszczowy dzień wybraliśmy się mierzyć nasze wymarzone kalosze. Kto śledzi FB ten wie, że kupić nam się ich jeszcze nie udało, bo rozmiar 21 już niestety jest dla nas za mały! Większe natomiast przybędą dopiero w środę i i nie omieszkam po nie pobiec  w podskokach :). Ale to tak w skrócie, bo nie o tym miała być mowa. 

Po wizycie w sklepie pogoda wciąż nam nie dopisywała, więc ukryliśmy się w znanej nam już Café. 

Wnętrze tej restauracji wygląda bosko i pięknie, i zawsze gdy tam jestem mam wrażenie, że odpłynęłam gdzieś hen daleko, co najmniej do XXVI wieku ! 
Te piękne żyrandole, cudownie zdobiony sufit, krzesła i stoły niczym z muzeum ! . 

I tak oto w tych okolicznościach zamówiłam dla siebie Irish Café ( było to moje drugie Irish Café w Paryżu i wierzcie  mi, że tutaj na alkoholu do tej kawy to nie oszczędzają, oj nie ! ;) ). Do tego jeszcze coś słodkiego, co gorąco polecam - Mousse au Chocolat i tak oto deszczowe dni nie wyglądają już tak strasznie ! :)

Amelka zaś zaczytywała się w swej nowej książeczce "Robimisie" i przy okazji zaczęła zaczepiać Pana Kelnera. Pan Kelner mocno skupiony na swej pracy wydawał się nie zwracać uwagi na nas i ze świętobliwym spokojem i precyzją układał sztućce na pobliskich stolikach. Nie myśląc wiele skomentowałam to i wraz z Tatinkiem uznaliśmy, że nawet nie zwracamy uwagi na to, jak są ułożone sztućce w restauracji - ważne by były czyste, a Pan tak się stara... ;)). 

Kiedy już kończyliśmy konsumować nasze zamówienia, kelner wciąż się przy nas krzątał, bo a to donosił kieliszki,a  to serwetki... Amelce natomiast już zaczęło się nudzić, więc jeszcze bardziej próbowała przywołać kelnera do siebie. Z uśmiechem na ustach stwierdziłam na głos, że kelner jej się chyba spodobał, skoro tak oto go "zagaduje", i o ironio losu ! wspomniałam też, że wcale się jej nie dziwię, bo to w sumie całkiem przystojny chłopczyk jest ;). Tatinek na szczęście nie zwrócił na nasze pogaduchy uwagi, ale nastąpiła inna katastrofa :D

Po chwili podchodzi do nas ten sam obgadywany kelner i nas pyta : Przepraszam bardzo, czy Państwo są z Polski ? W mojej głowie padło natomiast : o mamo! on mówi po polsku !!!. Rumieńców i wypieków pewnie dostałam, bo raz, że obgadywałam jego pracę to jeszcze zdarzyło mi się wspomnieć, że całkiem nieźle się prezentuje. 

Chłopczyk okazał się być bardzo fajnym studentem amerykańskiej uczelni w Paryżu, dorabiającym sobie tutaj, w tej pięknej knajpce do czynszu. Jest tutaj dopiero od kilku miesięcy i od razu przyznał, że zostać tutaj nie zamierza, bo póki co nie do końca podoba mu się kultura francuska. Podczas tej naszej krótkiej wymiany zdań tak się zastanawiałam :  co by było, gdybym jednak jego pracy nie pochwaliła, a jego wizerunek zupełnie obraziła ? No co by było ? Kwas za kwasem !! Czasem chyba jednak muszę trzymać język za zębami ;)).

I tak sobie myślę, że człowiek jednak na tej emigracji tak zupełnie sam nie jest. Wystarczy się rozejrzeć wokół, czy też nawet wsłuchać w szum ulicy, a być może swój spotka swego i od razu zrobi się raźniej ! Po powrocie z Polski czuję się tutaj nieco samotna,  a jednak przecież tak nie musi być !:)

środa, 11 września 2013

Z Hobibobi.

O kolekcji Hobibobi usłyszałam / przeczytałam na funpagu u naszej zaprzyjaźnionej Mamy - Blogerki Blaneczkowo :) . Nie spodziewałam się, że od razu pokocham materiały Hobibobi i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jeszcze nie raz Dziewczyny mnie pozytywnie zaskoczą! :)

W końcu ubranka dla dzieci to nie tylko szarości, czernie, beże czy nawet sam róż, a coś się ciekawego zadziało na tych wszystkich cudeńkach. Pojawiły się kolory, pełno kwiatów, pasków, kropek, kratek i w końcu boskich wzorów azteckich. Nie wiem jak to Dziewczyny robią, ale nie było jeszcze w ich kolekcji czegoś, co nie przypadło mi do gustu i czego nie chciałabym zakupić (a wybredna to ja jestem ;) ). 
Poza tym nie przepadam także za czapami - workami na główce dziecka. Dokładniej mówiąc inne dzieci wyglądają w nich wręcz bosko ! A kiedy zakładam je Amelce, to wygląda ona w nich jakoś tak "bidnie", jakbym nie miała w co ją ubrać.
Inaczej sprawa się ma właśnie w przypadku czapeczek Hobibobi! Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie wybrała opcji z możliwością wiązania ich na główce na różne możliwe sposoby. Póki co motyw wypróbowany to ten w "dwa rożki" ;)). 
Gdy tylko nadejdzie zima, a w ofercie Hobibobi znajdą się ciepłe czapy lub kominy to od razu będą nasze ! I nie chodzi tutaj tylko o kolorystykę, a przede wszystkim o piękną bawełnę. Muszę przyznać, że ten materiał wcale a wcale nie jest mnący. Potwierdzeniem tego faktu jest nasz lot z Polski, w czasie którego czapy od Hobibobi były skryte w naszej walizce, w której to delikatnie mówiąc nie panował porządek (na lotnisku musieliśmy się bowiem trochę przepakować, by nie płacić za nadbagaż). Następnego dnia czapy te śmiało można było założyć, nawet bez prasowania. 
 Każda mama wie, jak ważny jest to element odzieży dziecięcej !  ;)).

Na przyszły sezon mamy w naszej szafie również wspaniałe Baggy w kolorze Moro (rozmiar 98, więc na wiosnę będzie jak znalazł). Bardzo żałuję, że jeszcze nie są one na teraz, no ale cóż : poczekam i w ten sposób będziemy nimi cieszyć oczy na dłużej :). Nawet Tatinek, który fanem spodni zwieszonych w kroku ;) nie jest, te zaakceptował i już nie może się doczekać, gdy je założymy :).

PS: Zdjęcia do dzisiejszego posta zostały zrobione jeszcze w Polsce, w naszym małym miasteczku Skarżysko - Kamienna :). Naprawdę pięknie się tam zrobiło, taaak mocno kolorowo i pozytywnie ! :)