piątek, 12 września 2014

Kuchnia miejscem spotkań rodzinnych.

Wchodzę na klatkę schodową swojego bloku  z lat dziecinnych i już wiem, że Mama jest w domu. Od pierwszego piętra, tfu ! nawet parteru czuć przygotowane przez nią gołąbki. Pachną świeżą kapustą, i sosem pomidorowym doprawionym zielem angielskim i liściem laurowym. Mijam kolejne piętra, a zapach staje się coraz bardziej intensywny. I kiedy już weszłam do mieszkania, w kuchni stoi ona Mama. I wciąż pachnie tymi pysznościami, a w domu jest bardzo gorąco od nagrzanego piekarnika. (sekretem gołąbków mojej Mamy jest pieczenie ich w piekarniku). 

Taki obraz pamiętam właśnie ze swojego dzieciństwa, ciepło bijące z kuchni i następnie wspólne spożywanie obiadów. Bo zawsze tak było we wczesnych latach mojego życia. Stół był zawsze ustawiony na środku pomieszczenia i miał krzeseł cztery. Zawsze siedziałam z lewej strony, mój tata też, a obok nas Mama i brat. Siedzieliśmy sobie i rozmawialiśmy o tym, jak minął dzień. Pytania o szkołę moją i brata nie kończyły się na tak znanej wśród dzieci odpowiedzi "dobrze". Opowiadaliśmy zawsze ze szczegółami o nowo poznanych koleżankach, kolegach. O nowych umiejętnościach, o rodziców pracy.. O tym, co trzeba kupić, co przeskrobaliśmy razem z bratem :) A to wszystko tam, w kuchni, w miejscu spotkań rodzinnych...
Bo jakkolwiek by to pomieszczenie to nie wyglądało, to my nadajemy mu tę niepowtarzalną atmosferę. Uśmiech i starania Mamy o to, by nam smakowało i nasze brzuchy były najedzone. Sam posiłek, nakrycie stołu i sztućce, będące pamiątką rodzinna z tzw dziada pradziada. Oczywistą sprawą było moje i brata marudzenie, gdy po skończonym obiedzie trzeba umyć naczynia, (to dla mnie tzw. era przedzmywarkowa, niegdyś mimo marudzenia sądziłam, że zmywarka do niczego nie jest mi potrzebna, bo przecież tak bardzo lubię zmywać i to żaden problem tiaa..) lub np. wyrzucenie śmiech, które zawsze kończyło się stwierdzeniem mojego brata :"niech idzie Goska, jest mlodsza":D

I tak kuchnia, jak widzicie jest dla mnie miejscem wyjątkowym. I myślę, że zawsze takim będzie ze względu na te magiczne wspomnienia. Ubolewam ogromnie na tym, ze obecnie, we francuskim, wynajmowanym przez nas mieszkaniu ledwo mieszczę się tam, by cokolwiek przygotować do obiadu. W przyszłości jednak główną rolę będzie w niej grał stół, z całą pewnością drewniany, z co najmniej czterema krzesłami, jak tam w moim domu, domu rodzinnym...

Ps: inspiracja do stworzenia tego wpisu były zdjęcia znalezione w sieci. Oto one :).





poniedziałek, 8 września 2014

O nim. Dla niego.

Siedzę sobie właśnie na kanapie i patrzę na Ciebie. Leżysz sobie w bujaczku i próbujesz samodzielnie się w nim huśtać, co chwilę kwiląc. Patrzę i zastanawiam się nad tym, czym sobie zasłużyłam na to tak wielkie szczęście, jakie mnie spotkało... Bo najpierw Amelka, a teraz  Ty. Jestescie zdrowi, uśmiechnięci i dzięki Wam czuję, że żyję.

Patrzę na Ciebie i sobie wspominam...

Gdy zerknęłam na test ciążowy i zobaczyłam po raz drugi w życiu dwie kreski. Uwierzyć nie mogłam, że to już, że znów zostanę mamą. Niczym nastolatka, która nie wie, co, gdzie i jak. A to Ty byłeś tam już w środku brzucha mego...

Gdy kilka miesięcy później zerknęłam na monitor usg i dojrzałam tam pewną małą część faceta przestraszyłam się. No bo jak to? Ja i syn? Ale o co chodzi? Przecież on ma siuraka i mu kokard we włosy nie będę mogla wpinać aaaa!!! A tu się okazuje, że nie taki ten siurak straszny... ;)

Gdy tuż po Twoich narodzinach zerknęłam na minę Tatinka poczułam się jak ktoś wyjątkowy ;) Udało się nam począć syna, a przecież teraz to już tylko Tatinkowi pozostało zasadzić drzewo i zbudować dom ;). Tak więc czekam na zakup pierwszych nasion i cegieł!

Zdałam sobie sprawę z tego, ze w moim życiu będzie drugi meżczyzna - równie ważny jak ten pierwszy, ale jednak to prawda, ze córka rodzi się dla Taty, a synek dla Mamy. Bo tak - zakochałam się w Tobie od pierwszego krzyku na sali porodowej (a głos to Ty masz, oj masz ;) ), i z każdym dniem kocham Cię bardziej. Mamy już za sobą pierwsze uśmiechy, pogaduchy, pierwsze siusiu wylane na mnie i pierwsze rozstanie na całą godzinę ;). Pokonaliśmy już kolkę (co to za cholerstwo, które tak potrafi męczyć takie maleństwo od pierwszych tygodni życia ja się pytam?!), mamy za sobą pierwsze szczepionki i bilans dwumiesięcznego malucha (ważymy już 5600kg i mamy 61,6 cm!!).

I tak sobie myślę, że skoro córkę wychowuje się dla siebie, a syna dla innej kobiety to niech mi się to uda w każdym calu.

Bądź więc synu inteligentny i błyskotliwy.
Bądź wrażliwy, ale z umiarem.
Miej zawsze swoje zdanie, ale też szanuj opinie innych.
Bądź zawsze szczery i konsekwentny.
Niech Twoją mocną stroną będzie odpowiedzialność,  ale z potężną dawką szaleństwa.
Wzruszaj się, gdy tego potrzebujesz, ale bądź też ostoją dla innych.

Bądź po prostu szczęśliwy!

Tak więc tak.. Tego synku Tobie życzę. Rośnij duży :)
A tymczasem śmiej się tak pięknie jak teraz i ciesz się swą maleńkością. Ja natomiast będę czuwać, byś stał się wartościowym, młodym mężczyzną.


środa, 3 września 2014

O tym co było.

Zawsze po tych moich rozłąkach z Wami nie wiem jak rozpocząć notkę. Tyle się wydarzyło od mojego ostatniego posta, że ciężko to pomieścić w jednym miejscu. Postów więc będzie kilka i dopiero jak nadrobię wszelkie zaległości będę pisać o tym co teraz w głowie siedzi.

A co u nas? 
1. Powiększyliśmy populację ludzką o jednego mężczyznę. Mężczyzna ten ma się dobrze i szczęśliwie szybko ujrzał światło dzienne 5 lipca o g. 16.20 ( więcej opowiem Wam o nim w następnej notce, ale zdradzę Wam, że się w nim zakochałam ;) ). A samo oczekiwanie i szykowanie jego kącika wzruszało mnie nie mniej niż przy Amelce... Te chwile są niepowtarzalne i nie da się ich do niczego porównać. 
2. Wciąż jesteśmy we Francji, ze zmiany mieszkania jesteśmy bardzo zadowoleni i nie mogę uwierzyć, że to już prawie rok mija odkąd wyprowadziliśmy się z samego centrum Paryża. Za oknem wciąż zielono, wieża Eiffla wciąż stoi i mruga do nas wieczorną porą, gdy już maluchy śpią :). Ale przyznam się Wam szczerze, że już tak się na nią nie gapię całymi godzinami. Ale Was zapraszam. Śmiało. Rozsiądźcie się na tarasie i zjedzcie kolację przy świecach ;). Widok wieży Eiffla jest i będzie zawsze piękny... O choćby dziś tak wygląda :)
3. Paryskim latem nie udało się nam nacieszyć w tym roku - było tylko kilkanaście ciepłych dni w lipcu i sierpniu, a reszta to już plucha, deszcze, szaro i ponuro. A teraz, gdy nastał wrzesień zrobiło się słonecznie i mimo, że kasztanów całe pudło już w domu, to o jesieni nie chcemy myśleć!

4. Wraz w wrześniem przyszła pora na powrót do halte garderie. Amelka radzi sobie tam wspaniale, i nawet próbujemy już tam chodzić bez pieluchy! Póki co z naciskiem na "próbujemy" i z codziennie włącząną pralką, ale widać światełko w tunelu :) na spacerach i w domu pieluchom już od lipca mówimy "paaapaa" :)).
No i też kolorowo z tą Amelką jest. I to nie tylko ze względu na malowanie kredą wszędzie gdzie popadnie i naklejkomanią, która ją opętała. Po prostu życie z dwulatką nie może być nudne! 
Amelka też już nam podrosła, super sobie poradziła z narodzinami braciszka - będzie o tym odrębny post, bo tuż obok gratulacji najczęściej mnie wszyscy pytają o reakcję Amelki na narodziny braciszka.

I tak już na koniec powitalnego posta chcę Wam powiedzieć, że ja czuję się super i znów rozwijam zaciągnięte w ciąży żagle :) i mimo, że czasu mało, a nawet go brak, to postanowiłam znów pisać i mieć coś z tego życia tylko dla siebie. 

Wprowadzę więc tu na blogu zmiany (jak Wam się podoba nowy szablon?). Będzie bardziej kobieco, eterycznie i ciepło. Mniej matkowo, ale bardziej o tym, co mnie kręci, co kocham, co cieszy me oczy i podbija serce.  Choć oczywiście opowieści o pierwszych ząbkach młodego mężczyzny nie zabraknie, bo przecież tym żyć będę ;). 

Buziaki wielkie i mam nadzieję, że będziecie tu ze mną! :)