niedziela, 9 czerwca 2013

Wspominkowo - rocznicowo.

"Kilka dni później Chłopak zdał egzamin i już na następny dzień poszli razem do kina. On ubrany był w jej ulubiony sweter. Czuła, że zaczyna się rumienić w Jego obecności. Jeśli spytałby ją o czym był film, niestety musiałaby coś wymyślić, bo nie miała zielonego pojęcia... Przez cały film a potem spacer po nim czuła się jakoś tak magicznie, jak nigdy do tej pory".

Ten powyższy cytat, to fragment mojej notki z 15 maja - z dnia, który bardzo dużo znaczy w moim życiu. Jest to dzień mojej rocznicy i wiem, że o niej już było (dla przypomnienia, możecie zajrzeć TU). Ale chcę dziś do niej nawiązać, bo to od tej daty wszystko się zaczęło...

Ci z Was, którzy są już małżeństwem lub żyją w stałym związku wiedzą, że jedną z wielu wspaniałych cech małżeństwa są decyzje - zarówno te wspólnie podejmowane oraz te, nad którymi spędzamy ogromnie dużo czasu by dojść do ostatecznego konsensusu. I choć możemy się wtedy sprzeczać, do upadłego trwać przy swoim zdaniu, to w końcu któreś z nas ulega, bo przecież najważniejsze jest to, że jesteście ze sobą. Podobnie też było z naszym przyjazdem do Paryża, nie obyło się bez łez ( moich :P) i nie był to - wbrew pozorom - płacz ze szczęścia... Kiedy dowiedziałam się, że mam zostawić wszystko i wszystkich oraz pojechać hen w nieznane, wydawało mi się to nie do wykonania. 

Kiedy usłyszałam rozmowę Tatinka z jego szefem i padło hasło "Paryż" poszłam płakać do łazienki.  

Kiedy wydawało mi się, że już ochłonęłam, zrobiłam awanturę.

Kiedy na małą chwilę pogodziłam się z sytuacją, wykrzyczałam Tatinkowi, że niech sobie sam jedzie.


Kiedy usłyszałam, że kot leci z nami, usłyszałam, że ten kontrakt ma trwać około 3 lat (przecież to szmat czasu!)

Kiedy wszyscy mi zazdrościli tego wyjazdu, ja miałam zupełnie odmienne uczucia. 

Kiedy już zrezygnowałam z pracy, nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca.

Kiedy w końcu pozostawiłam przyjaciół i rodzinę, płakałam dzień i noc.

Początkowo czas tak jakby wolno płynął. W maju 2011 przylecieliśmy do Paryża na kilka dni wybrać mieszkanie do wynajęcia. Chodziłam paryskimi ulicami ze spuszczoną głową  i rękami w pozycji zamkniętej (uczono mnie na zajęciach z psychologii, że jak ktoś tak stoi, to bez noża nie podchodź ;)). Na pierwszych zdjęciach stąd wcale się nie uśmiecham, a do tego jeszcze ten język! Nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje, nie rozumiałam co do mnie mówią Ci Paryżanie. Dodatkowo tak się jakoś zawsze składało, że napotkani przeze mnie ludzie nie znali angielskiego... No więc jak tu miałam żyć?!
Kiedy już się wypakowaliśmy, a było to na początku czerwca 2011 roku, zaczęliśmy zwiedzać Paryż. Więcej miejsc oglądaliśmy w weekendy, bo ja bałam się - jeszcze wtedy ruszyć dalej od domu tylko we własnym towarzystwie... I teraz UWAGA : stał się cud!! To ja, wielka przeciwniczka tego wyjazdu i Paryża, stałam się jego wielkim fanem. Zachwytów nad tym miastem nie było końca i nadal nie ma, bo wciąż odkrywamy nowe miejsca. 
Jakoś sobie wspólnie dajemy tutaj radę. Nasz plan na pobyt tutaj został już zrealizowany w 100% ( no może w 50% ;). Jest z nami bowiem Amelia i to z nią - jak już wiecie spędzam te francuskie noce i dni. I owszem - mam dni zwątpienia. Tęsknię za realizacją samej siebie w życiu zawodowym, czy też ogarnia mnie nostalgia, gdy czytam,że ktoś z Was był na rodzinnym obiedzie i najadł się bigosu O_O (ostatnia opcja była kiedyś dla mnie niewyobrażalna- jak można tęsknić za objadaniem się i wysłuchiwaniem słów babci : jedz, jedz, bo mizernie wyglądasz ;)). jednak można - wierzcie mi ).
Na szczęście zdałam sobie sprawę, że przyjaciele i rodzina wciąż są blisko mnie. Może gdzieś dalej, może nie do końca na wyciągnięcie ręki, ale są. I to się nigdy nie zmieni!

Z tych wszystkich emocji zaczęłam pisać tego bloga. Chcę Wam pokazywać, co mnie tak urzekło we francuskim życiu i co spowodowało, że być może w końcu przestałam się bać zmian. Decyzję o przylocie tutaj uważam za jedną z najlepszych wyborów i trzymajcie kciuki, bym tym ostatnim zdaniem tego nie popsuła :).
 Dobrej nocy lub też już niedzieli, bo pewnie już dawno smacznie śpicie !! :)

12 komentarzy:

  1. Życie zawodowe to nie wszystko. Pewnie, że fajnie jest się realizować w tej sferze, ale... nie kosztem rodziny, dzieci. bo co po nas zostanie kiedyś jak nie będzie dzieci?... Stołek w biurze, pieczątka na dokumencie, nasz podpis?... Masz super córę, mieszkasz w pięknym mieście, mąż na Ciebie zarabia ;) ...żyć nie umierać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafnie ujęte - nic tylko delektować się chwilą i żyć ! :)

      Usuń
  2. Trochę Cię rozumiem, bo podjąć tak ważną decyzję na pewno nie jest łatwo. Paryż jest piękny, tego jestem pewna, fajnie jest sobie przyjechać, pozwiedzać i pojechać. Zostać na dłużej - sama nie wiem czy bym się zdecydowała, dlatego podziwiam Cię za wytrwałość i odwagę. Bardzo cieszę się, że ta decyzja okazała się dla Ciebie tak pomyślna i mam nadzieję, że w dalszym życiu będzie równie pozytywnie. Ale żeby nie było aż tak kolorowo - jest tęsknota za najbliższymi, tego nie zmienimy, nie może być pięknie w 100%. Ale pozytywną stroną tego jest spotkanie po długim okresie niewidzenia się, wtedy dopiero czuje się tę rodzinną miłość i wszystko zaczyna nabierać większego znaczenia. W każdej sytuacji można odnaleźć plusy i minusy. Ten wyjazd to niewątpliwie wielka przygoda, staraj się wykorzystać na maksa każdy dzień. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się, staram wykorzystywać każdy dzień na jak najlepsze poznanie Paryża i jego okolic :). Dzięki za wsparcie i pozdrawiam!

      Usuń
  3. Ale mi narobiłaś! Myślałam, że tu będzie piękna historia w stylu - "rzucamy wszystko, pakujemy jedna walizkę i jedziemy! Mieszkajmy pod mostem, pod Luwrem, ale bądźmy razem w Paryżu - a reszta jakoś się ułoży!". Dzielna byłaś !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz - aż tak łatwo nie było .I przepraszam za rozwianie tych marzeń o mojej historii. Teraz będziesz musiała z tym żyć :D

      Usuń
    2. Nie wiem czy dam radę :D Miałaś być moją inspiracją i wiarą, że "nowe życie" może się udać :P

      Usuń
    3. No ale popatrz! Właśnie się udaje :))))

      Usuń
  4. Miluś, ja kiedyś nawet nie brałam pod uwagę opcji wyjazdu z Polski gdzieś na dłużej, mimo że Wasz wyjazd popierałam i popieram w 100%-ach. A teraz? Od kliku tygodni nie ma dnia, żebym nie myślała o pozostawieniu tutaj wszystkiego i wybyciu...gdzieś...oczywiście tylko z moim R. Coraz więcej obserwowanych przeze mnie sytuacji w tym kraju zmusza mnie do refleksji...niestety smutnej....Więc Paryż górą!!!! :) G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem co masz na myśli. Jak tak słucham, co się dzieje w Polsce to boję się wracać. Dzisiejszą info o cenach pociągów mnie powaliłaś!

      Usuń
  5. Dokładnie cię rozumiem, a zwłaszcza tęsknotę. Ja wyjeżdżałam z kraju co prawda sama i była to moja świadoma decyzja, ale tęsknota była ogromna. Na szczęście mój obecny mąż po niespełna pół roku przyjechał do mnie, i o dziwo było mi jeszcze gorzej, bo nie umiałam się na nowo do niego przyzwyczaić.

    Powiedź mi kochana macie zamiar kiedyś powrócić, czy zostajecie na stałe? Cieszę się, że się oswoiłaś bo Paryż jest piękny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że Twoja historia też miała trudne początki. Najważniejsze, że wszystko się teraz ułożyło :))
      My mamy zamiar wrócić. Być może już za rok, bo tak jak wspomniałam w poście kontrakt ma być na 3 lata. Nie wiemy jednak co życie przyniesie, więc dlatego właśnie teraz tak bardzo chłonę ten Paryż i wyciągam z niego, ile mogę!:))

      Usuń